Hejka ^^
Przychodzę do Was z kolejną dawką nowej historii Harry'ego Pottera. Tym razem będzie to dłuższy rozdział, a wszystko za radą czytelniczki. No to do dzieła :)
Harry dzisiaj obudził się wyjątkowo wcześnie. Sprawcą tego było podekscytowanie 11-letniego chłopca. Harry już ogarnął swój wygląd, spakował książki,a do rozpoczęcia lekcji były jeszcze prawie dwie godziny. Z nudów młody czarodziej postanowił przejrzeć swoje książki. Chwycił więc księgę zaklęć i i zaczął czytać o poszczególnych zaklęciach.
-Niesamowite!-pomyślał-te zaklęcia są genialne.Szkoda,że ich nie znam...ale zawsze mogę trochę postudiować.
Harry bez namysłu wybrał jedno z zaklęć. Było nim Wingardium Leviosa. Chłopiec bezwładnie ruszył swoją różdżką, którą już wcześniej otrzymał od Hagrida i wypowiedział zaklęcie. Wtem ze stolika w powietrze wzniosła się szklanka i zaczęła pędzić ku górze aż w końcu roztrzaskała się o sufit. Huk rozbijającego się szkła zbudził Rona, a ten oszołomiony spadł ze starego i skrzypiącego łóżka.
-Harry co się tu dzieje!?-spytał z podniesionym głosem.
-Ja tylko ćwiczyłem zaklęcia,to nic takiego.-odpowiedział lekko zawstydzony Harry
-Będziesz ćwiczył na lekcjach a nie teraz.
-Nie musisz mnie teraz pouczać.
-Chyba nie będziemy się teraz kłócić?Co?
-Nie będziemy się kłócić. Ale ty się więcej nie wtrącaj.
W tym samym czasie drzwi ich pokoju otworzyły się, a w nich ukazała się długowłosa Hermiona.
-Hej chłopcy. Gotowi na lekcje?
-Pewnie chodźmy-odpowiedział szybko Harry.
-Poczekajcie jeszcze na mnie. Ledwo co wstałem.-powiedział Ronald
Z tymi słowami chłopak zaczął na szybkiego wkładać ciuchy,a potem się spakował. Potem trójka przyjaciół udała się do sali profesora Filiusa Flitwicka-nauczyciela zaklęć i uroków. Gdy weszli do klasy okazało się,że są pierwszymi uczniami, z resztą nic dziwnego, do rozpoczęcia lekcji zostało czterdzieści minut.
-Dzień Dobry panie profesorze- przywitała się grzecznie Hermiona.
Chłopcy uczynili to samo co młoda mugolka.
-Witajcie, witajcie.- odpowiedział pan Flitwick.
Harry usiadł wraz z Ronem w jednej z siedemnastu potężnych ławek. -Patrz jaki zgred...-mruknał po cichu Ron do Harry'ego
-No fakt trochę jest niski...-powiedział Harry
-Torchę!? Ja nawet jestem od niego wyższy. Klasa pana Filiusa dość spora i pełno było w niej masywnych szafek mieszczących książki do nauki zaklęć rzecz jasna. podłoga było trochę nierówna i jasna. Sufit był położony nisko, był zapewne dostosowany do pana profesora posiadającego goblińskie korzenie. Profesor Flitwick nie darzył roślin zbytnią, w związku z tym w sali nie znalazł się nawet mały kwiatuszek. Ceglane ściany były koloru ciemnego bursztynu.
Po upływie jakiegoś czasu do klasy zaczęli się zbierać kolejni uczniowie aż w końcu przyszli wszyscy.
-Witajcie drodzy uczniowie!-powiedział jakby przez nos pan profesor.
-Dzień Dobry- odpowiedzieli zgodnym churem mali czarodzieje.
-Zanim zaczniemy się uczyć czegokolwiek muszę wam powiedzieć jaki rzeczy będziecie studiować na moich lekcjach.-powiedział profesor Flitwick-a więc będziemy się tutaj uczyć przede wszystkim rzucania zaklęć i uroków. Na tej dzisiejszej lekcji postaracie się jedno z podstawowych zaklęć,a konkretnie Wingardium Leviosa.
W tym momencie Harry przypomniał sobie o niefortunnym wydarzeniu tego ranka.
-Teraz patrzcie uważnie na moją różdżkę-zalecił nauczyciel-wykonujecie taki ruch i wypowiadacie zaklęcie. Spróbujcie.
Uczniowie chwycili za swe różdżki i próbowali swoich sił w rzuceniu zaklęcia. Prawie nikomu nie wyszło to za pierwszym razem. Wyjątkiem była ambitna Hermiona,której to zaklęcie nie stanowiło większej przeszkody. Innym także się udało jednak nie tak szybko jak młodej czarownicy. W pewnym momencie spróbował także Neville Longbottom. Czarodziej chwycił różdżkę, wykonał szybki i niedokładny ruch różdżką i wypowiedział zaklęcie. Chłopiec wtem uniósł się do góry i zaczął niekontrolowanie latać po całej klasie. Wystraszony i zdezorientowany Neville począł przewracać rozmaite rzeczy i demolować klasę. W końcu zareagowała Hermiona i sprowadziła niezdarę na ziemię.
-Konieeec leekcji...-powiedział lekko zdenerwowany pan profesor.
Z tymi słowami klasa nagle opustoszała.
Przyszła pora na przerwę międzylekcyjną. Trójka młodych czarodziejów usiadła na ławce. Hermiona po chwili wyciągnęła książkę do przyrody pochodzącej z mugolskiego świata i zaczęła czytać z niezwykłą pasją.
-Jest przerwa, a ty dalej się uczysz?-zapytał ze zdziwieniem Ron.
-Ty się dziwisz? Przyroda jest bardzo ciekawa. Na świecie jest tyle fascynujących stworzeń.- odpowiedziała zafascynowana książką Hermiona.
-Jak kto woli...- powiedział Weasley
Do siedzących na ławce dzieciaków podszedł jeden z członków Styltherinu- platynowy blondyn o niebieski oczach Draco Malfoy.
- Cześć, Harry jestem.- zagadnął z szerokim uśmiechem Harry.
-Draco Malfoy.-odpowiedział młody Ślizgon
-Co czytasz szlamo?- powiedział Draco do Hermiony wyrywając przy tym jej książkę z rąk.
Czarownica gwałtowanie wstała i jej oczy zaczęły napełniać nie łzami. Po tym wydarzeniu z płaczem uciekła co najciemniejszego miejsca w pobliżu, którym był kąt obok schodów.
Draco odszedł z miejsca zdarzenia z oczami pełnymi dumy. Z kolei Harry i Ron pobiegli w stronę Hermiony.
-Co to jest ta szlama?- spytał ze współczuciem Harry.
-Szlama... szlama to wstrętne określenie kogoś, kogoś kto jest mugolem, tak jak ja...- odpowiedziała ze szlochem Hermiona.
-Nie przejmuj się nim, to zwykły prostak.- pocieszał dziewczynkę Ron
-Łatwo ci mówić, jesteś czystej krwi.- powiedziała Hermiona- w moim świecie być mugolem to w końcu norma, ale tutaj niektórzy ludzie z tego powodu potrafią być naprawdę okrutni.
Chłopcy przytulili Hermionę na pocieszenie i zaproponowali, żeby poszli na następną lekcję. Tak też zrobili. Udali się na lekcje do profesor Rolandy Hooch- nauczycielki latania. Wszyscy uczniowie spotkali się na sku do najpopularniejszej gry magicznej, czyli quidditch'a.
-Witajcie moi drodzy. Nazywam się Rolanda Hooch.-powiedziała głosem przywódcy nauczycielka-na moich lekcjach będziecie uczyć się latania na miotle, więc proszę zaczynamy. Najpierw zajmijcie miejsca na waszych miotłach i połóżcie ręce na przedniej końcówce miotły. Na razie pod żadnym pozorem nie odrywajcie nóg od ziemi, w przeciwnym razie odlecicie.
-Ścigasz się Potter?-mrukną Draco.
-Co?-spytał zaskoczony Harry.
-Może się boisz,że przegrasz, a może latać nie umiesz?- zapytał Malfoy
-Nie boję się. Jedno kółko wokół boiska.
-Dobra. Start!
Z tym słowem chłopcy oderwali się od ziemi i mknęli niczym błyskawica jakby latanie na miotle było im obecne od urodzenia.
-Malfoy! Potter!Macie zlecieć natychmiast na ziemię!- krzyknęła rozzłoszczona pani profesor.Nie lubiła gdy się jej nie słuchano.
Jednak chłopcy nie usłyszeli słów nauczycielki i mknęli dalej przed siebie. Malfoy miał sporą przewagę nad Potterem jednak nie na długo, bo wiem młody Gryfon szybko go dogonił. Lecieli idealnie koło siebie, z niezwykłą prędkością. Umowna meta była tuż tuż. I wylądowali! Wynikiem wyścigu okazał się remis.
-Kończymy lekcję! Rozejdźcie się! Draco i Harry zostają.-powiedziała pani Hooch.
Po chwili wszyscy się rozeszli, zostali jedynie dwaj winowajcy.
-Co to miało znaczyć?- skierowała pytanie do chłopców nauczycielka
-My tylko...
-To jego pomysł-przerwał Harry'emu Malfoy.
-Nie ważne czyj. Obaj złamaliście mój zakaz. Nie zgłoszę tego dyrektorwi, ale kara was na pewno nie ominie. Możecie iść.
-Do widzenia...-odpowiedzieli chłopcy.
Harry wszedłem ponownie do szkoły i dołączył do Rona i Hermiony.
-Harry i jak?-spytała Hermiona
-Na szczęścia pani profesor nie poszła do dyrektora, ale powiedziała,że dostanę karę.
-Ja osobiście na jej miejscu bym powiedziała Dumbledore'owi.
-Dzięki za pocieszenie Hermiona.
-No co? Ja mówię co myślę. Lepiej chodźmy na lekcję bo się spóźnimy. Według planyu mamy teraz zielarstwo.
Chwilę później znaleźli się w wielkiej szklarni na terenie Hogwartu.
-Dzień Dobry wam dzieci.- powitała ciepłym głosem profesor Pomona Sprout.- na naszym pierwszym spotkaniu nauczymy się jak pozyskać wodę leczniczą z wodniczki życiodajnej. Spójrzcie proszę jak ja to robię, a potem waszym zadaniem będzie to powtórzyć. Zaczynajmy. Jk widzicie wodniczka ma dość dziwny kształt,a mianowicie krótka, brązowa łodyżka z malutkimi listkami, a na górze żółty,puchaty środek z którego wyrastają ogromne niebieskie płatki. Na samym początku musicie wziąć igłę i wbić ją w środek. Jak widzicie z płatków zaczął sączyć się niebieski sok. Teraz właśnie ten płyn zbierzcie do pojemnika. Pora na ostatni krok. Włączamy swoje palniki i stawiamy na nie pojemniki z sokiem. Trzymamy na ogniu trzydzieści sekund, żeby pozbyć się szkodliwych substancji.
Trzydzieści sekund później...
-Możemy już zdjąć. Tak przygotowany syrop jest doskonałym lekarstwem na drobne rany i skaleczenia... Na tej lekcji to wszystko. Mam nadzieje, że lekcja była dla was ciekawa, hihihi.-powiedziała pani Sprout.
-Do widzenia pani profesor !- krzyknęły dzieci i wyszły ze szklarni i udali się prosto do szkoły.
-Teraz lunch !- krzyknął zachwycony Ron.
-Chyba jedyna rzecz o której pamiętasz- stwierdziła oburzona Granger.
-Jedzenie jest jedną z najważniejszych rzeczy w końcu.-odpowiedział Ron.
-Ale nie najważniejszą.-mruknęła Hermiona.
-Może i tak Hermiona, ale w tym momencie jest najistotniejsza.-wtrącił się Harry.
-Ehh, chłopcy...- westchnęła Hermiona przy wejściu do Wielkiej Sali.
Trójka przyjaciół zajęła miejsca przy wielkim stole na którym stały przeróżne smakołyki i napoje. Były pajęcze oraz kurze udka przygotowane na wiele różnych sposobów. Przeróżne owoce. Z napojów były kawa, koktajle, herbata. Oprócz wymienionych dań było ich oczywiście znacznie więcej.
Jako pierwszy do jedzenia zabrał się Ron. Rudowłosy rzucił niczym zwierzę na prawie wszystkie dania, co oczywiście nie spodobało się Hermionie.
-Nie obżeraj się tak Ron. Przy stole obowiązuje pewne zasady.-powiedziała Hermiona.
-Zasada, żeby najeść się do syta i jeszcze więcej. - zażartował Ronald.
-Nie będziesz więcej jadł !-Wypowiadając te słowa Hemriona skierowała różdżkę w stronę Rona.
Przy tych słowach Ronowi znikły usta.
-Hihihi- zaśmiała się dziewczyna.
-To było niezłe Hermiona! -powiedział Harry,a przy tym pozbawiony ust trącił go barkiem.- ale jednak lepiej go odczaruj.
-Masz rację, chociaż będę znów musiała patrzeć jak pochłania wszystko co można.- powiedziała czarownica przy tym rzucając zaklęcie, które przywróciło Ronowi utracone usta.
-Zwariowałaś !? Nigdy więcej tego nie rób!- powiedział zdenerwowany chłopak.
-To ty się tak nie obżeraj.- powiedziała rozbawiona Granger.
W tym momencie wstał dyrektor Dumbledore.
-Dobrze uczniowie, myślę, że wszyscy już się najedli, więc możecie już opuszczać powoli salę.- powiedział profesor.
Chwilę później Wielka Sala opustoszała.
-Została jeszcze jedna lekcja-powiedziała Hemriona.
-Całe szczęście...- westchnął Ron.
-Co mamy?-spytał Harry.
-Transmutację z McGonagall. - odpowiedziała Hermiona.
Nie minęło wiele czasu i klasa profesor Minerwy McGonagall zapełniła się w całości.
-Witajcie.- powiedziała poważnym głosem nauczycielka.- na moich lekcja jak pewnie wiecie nauczycie się transmutacji. Jest to dość trudny przedmiot jednak mam nadzieje, że podołacie zadaniu i bedę mogła być z was dumna. Podejdźcie po kolei do mojego biurka i weźcie sobie po jednej igle.
Klasa McGonagall była okrągła. Sporą jej część zajmowały ławki, a wokół klasy było wiele klatek ze zwierzętami.
- Zamienicie tą igłą w zapałkę. Zaklęcie trasmutacyjne obecnie wam potrzebne to pinepa. Żeby poprawnie wykonać trasmutację igły w zapałkę musicie odpowiednio zaakcentować zaklęcie i wykonać pełen obrót w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek. Kto chce spróbować jako pierwszy?
Oczywiście Hermiona od razu podniosła rękę.
-Proszę ,Hermiona.
-Pinepa- wypowiedziała Hermiona, a przy tym igła zamieniła się w zapałkę.
-Doskonale Hermiono, za pierwszym razem ci się to udało.-pochwaliła Hemrionę profesor McGonagall-reszta niech próbóje indywidualnie.
Zaklęcie udało się się niestety niewielu osobom. Nic dziwnego skoro transmutacja jest taka trudna.
-Dobrze, nie jestem zaskoczona tym, że wielu z was się nie udało,ale nie martwcie się,jeśli będziecie sumiennie ćwiczyć. A więc pora zakończyć lekcję. Do widzenia.
Po wyjściu klasy Harry'ego zaczępiła na korytarzu pani profesor Hooch.
-Harry proszę za mną do mojego gabinetu.
-Dobrze pani Hooch.-powiedział lekko zaniepokojony Potter.
Kilka minut później...
-Potter, przemyślałam sobie wydarzenie z dzisiejszej lekcji i stwierdziłem, że postaram się umieścić ciebie i Malfoya w drużynach quidditcha.- zadeklarowała pani profesor.
-Ja...ja nie wiem co powiedzieć.- ucieszył się Harry.
-To jak zgadzasz się?
-Tak! Dziękuję.
-Nie ma za co. To wszystko z mojej strony możesz wracać do kolegów.
-Do widzenia i jeszcze raz dziękuje.
Młody czarodziej szybko dogonił swoich przyjaciół.
-I jak Harry?- spytał Ron.
-Hooch powiedziała, że postara się umieścić mnei w drużynie Gryffindoru.-odpowiedział uradowany chłopak.
-To wspaniale Harry. Czyli kary też unikniesz.- spytała Hermiona.
-Tego nie wiem, ale może.-powiedział Harry-dobra dosyć gadania chodźmy odpocząć w pokoju.